Obserwatorzy

czwartek, 2 maja 2013

Rozdział III - Lew i lwica



 Lwica rozwarła szczęki najszerzej jak potrafiła i z jej paszczy wydobył się głośny ryk. Smok unoszący się nad płonącym Domem Nauczycieli spojrzał na nią i lekko przekrzywił głowę, wiedząc, że takie małe, niepozorne kocie nie może zrobić mu żadnej krzywdy. Jeździec w szkarłatnym płaszczu również odwrócił się w stronę królowej dżungli i szepnął coś smokowi do ucha.
W jednej chwili bestia trzymała lwicę w tylnych łapach i unosiła ją do góry. Kocica warczała, szarpała się, drapała, ryczała, ale nic nie pomagało wyrwać się ze szponów smoka.
Kiedy już całkiem opadła z sił i jej ciało bezładnie zwisało w łapach ziejącego ogniem gada, z płonącego lasu wybiegło inne zwierzę. Dość spory lew, o lśniącej w blasku ognia sierści, zaryczał przeraźliwie i jakby z nutą rozpaczy.
Kocica w pazurach smoka nieznacznie się poruszyła i spojrzała na nowo przybyłego oczami pełnymi lęku. Jej spojrzenie mówił „Idioto, nie rób tego. On cie zabije!”
Lew zignorował jej nieme błagania. Zupełnie nie zważając na szalejący wokół pożar zaczął wspinać się, po pierwszym drzewie, jakie było w zasięgu jego wzroku. Wbijał ostre pazury w nadpaloną korę, wciąż pnąc się wyżej i wyżej.
Lwica zawyła przeraźliwie, kiedy odbił się od pnia i skoczył na smoka. Swój lot kierował na szyję bestii, ale nie dotarł nawet do połowy drogi, kiedy jej ogon pacnął go i odrzucił w płonący las.
Kocica w szponach potwora znów zaczęła się wyrywać. Teraz w jej ruchach widać było nieobecną wcześniej determinację. Rozwarła szczęki i wbiła rzędy ostrych, białych zębów w łapę smoka. Bestia wydała z siebie przeciągły wrzask i zaczęła się rzucać. Siedzący na jej grzbiecie jeździec z trudem utrzymywał równowagę.
W końcu lwica wyswobodziła się i opadła na zwęgloną trawę, prosto na cztery łapy. Szybko pobiegła w stronę, w którą potwór odrzucił lwa.
W szalonym pędzie jej postać zaczęła się zmieniać. Najpierw wypadło całe futro. Potem pojawiły się długie, włosy w kolorze mysiej sierści i znikł ogon. Postać podniosła się na dwie nogi, pozostałe przemieniając w ręce.
Wciąż nie zwalniając tempa biegu, dziewczyna dokończyła transformację. Teraz wyraźnie było widać, że to Hope.
Przedzierając się przez płonące chaszcze, rozglądała się za lwem, lub blondynem, leżącym gdzieś w krzakach. Jej ubranie nadpaliło się, a na włosach osiadł popiół. Twarz zdobyła kolekcję zadrapań, spowodowanych ocierającymi się o nią gałęziami, ale nie dbała o to. Serce biło jej jak szalone. Bała się o swojego najlepszego przyjaciela jak nigdy w życiu.
-Evanesce! - krzyknęła łamiącym się głosem – Evanesce, słyszysz mnie?!
Zwolniła i rozejrzała się uważnie. Nagle dostrzegła leżące bezwładnie w krzakach ciało chłopaka.
-Evanesce! - wrzasnęła rozpaczliwie.
Podbiegła do chłopaka, który na szczęście nie był już lwem, i uklękła. Położyła sobie jego głowę na kolanach i sprawdziła puls. Jego serce biło. Odetchnęła z ulgą. Następnie podniosła jego powieki. Najpierw prawe oko, potem lewe. Wszystko było w porządku. Evanesce nie odniósł żadnych poważniejszych ran. Na jego ciele Hope znalazła tylko ogromnego siniaka w okolicy żeber i mnóstwo zadrapań.
Dziewczyna postanowiła zabrać go z lasu. Był tylko jeden problem – chłopak ważył za dużo, żeby mogła go podnieść, czy nawet dociągnąć do pozostałych przyjaciół. Jedynym wyjściem było spróbować go ocucić.
Najpierw krzyczała do niego i policzkowała, ale to nie przyniosło żadnych efektów. W końcu, całkiem już zrezygnowana, wyciągnęła różdżkę i posłała w niebo niebieskiego ognika, który na wysokości około piętnastu metrów rozpadł się na miliardy różnokolorowych iskierek. Hope uśmiechnęła się pod nosem. „Najwyraźniej blokada już nie działa” - pomyślała z ulgą.

~*~*~

-Hope, gdzie jesteś?! - wołała Juice.
-Daj spokój – powiedział z rezygnacją Orkim, kładąc jej rękę na ramieniu.
Juice odwróciła się do niego i wściekłością i determinacją odpowiedziała:
-Nie! Znajdziemy ich, choćbyśmy mieli spłonąć razem z tym lasem!
Chłopak spojrzał na nią zdziwiony. Takie zachowanie nie pasowało do Juice – najbardziej nieśmiałej czarodziejki, jaką znał.
Kiedy bliźniaczki zniknęły i zaklęcie przestało krępować ich ruchy rozdzielili się, by szukać Hope i Evanesce. Rene z Dementem poszli w stronę Domu Nauczycieli, a Juice z Orkimem w las. Mogli już używać magii, co oznaczało, że niebezpieczeństwo minęło. Oczywiście wszyscy nauczyciele prawdopodobnie zginęli, a uczniowie rozproszyli się po płonącym lesie, ale istniała nadzieja, że jednak ktoś przeżył.
Teraz wszyscy szukali Hope i Evanesce, którzy tak dzielenie rzucili się do obrony, i tak z góry przegranej, sprawy.
Nagle Juice dostrzegła świetlną racę Hope.
-Spójrz! - krzyknęła podniecona i natychmiast pobiegła w stronę, z której zostało wystrzelone magiczne światełko.
W reszcie, po minucie szaleńczego biegu, Orkim dostrzegł mysie włosy Hope pomiędzy drzewami.
-Tam jest – powiedział i wskazał palcem wcześniej dostrzeżone miejsce.
Natychmiast pobiegli w tym kierunku. Zobaczyli Hope, klęczącą z głową Evaesce na kolanach. Dziewczyna miała spuszczoną głowę, a z jej oczu kapały łzy. Nie zauważyła, kiedy przyjaciele podeszli, więc aż podskoczyła, gdy Juice położyła jej rękę na ramieniu. Szybko wytarła oczy i delikatnie odłożyła głowę Evanesce na ziemię, po czym powoli wstała, otrzepując się z liści i popiołu.
-Pomożecie mi go przenieść do domu? - spytała błagalnie, a jej oczy się zeszkliły.
Orkim kiwnął głową potakująco i spróbował podnieść Evanesce. Po kilku minutach udało mu się wziąć chłopaka na ręce i rozpocząć mozolną wędrówkę w stronę domku.
Kiedy w końcu tam dotarli, Orkim wdrapał się po schodkach, otworzył drzwi kopniakiem i wszedł do środka. Położył Evanesce na kanapie i wyszedł.
Hope siedziała na trawie z twarzą ukrytą w dłoniach, cicho pochlipując. Juice stała nad nią, poklepując ją po ramieniu i szepcząc słowa otuchy. Orkim też chciał jakoś pocieszyć dziewczynę, ale kiedy schodził ze schodów potknął się i runął jak długi.
Hope zaśmiała się i otarła łzy. Uśmiechnęła się do niego i szepnęła „Dziękuję”, po czym wstała i poszła zobaczyć co z Evanesce.




------------
Coś mi się zepsuło z Wordem i w jednej części są, a w drugiej nie ma akapitów. Nie zwracajcie na to uwagi. To dość mocno nieistotne.
Nareszcie udało mi się skoczyć trzeci rozdział! Hurra! Mam nadzieję, że taż się cieszycie i że podobała wam się ta notka.
Z góry uprzedzam, że nie wiem, kiedy pojawi się następny, gdyż aktualnie moja wena poszła spać.

Czytasz= komentujesz; to bardzo motywuje :)