Obserwatorzy

sobota, 15 czerwca 2013

Rozdział IV - Sznury na suficie

-Entiko, chodź tutaj natychmiast!
Do ogromnej, marmurowej sali, której wysoki, ginący w mroku strop podtrzymywały czarne kolumny, wślizgnęła się nieśmiało drobna dziewczyna odziana w zdecydowanie za dużą, czerwoną szatę. Idąc w stronę drugiego końca pomieszczenia, gdzie na granitowym tronie siedział mężczyzna w kruczoczarnym płaszczu, patrzyła na swoje stopy, jakby te były najbardziej interesującą rzeczą w ogromnej sali tronowej. W palcach prawej ręki międliła skrawek ubrania.
Już od progu w jej nozdrza uderzył duszący zapach zgnilizny, który ktoś najwyraźniej próbował zamaskować jakimiś perfumami. Jej wzrok powędrował w stronę sufitu. Na wysokim sklepieniu, pomiędzy zdobionymi, czarnymi żyrandolami, wisiały setki sznurów. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że na sznurach kołysały się martwe ciała tych, który nie wykonywali dobrze rozkazów. Czerwone, z pozoru wydające się tylko powiewającymi szmatami ciała okryte płaszczami, kołysały się rytmicznie w przód i w tył. Entice wydawało się, że wahają się w rytm jej kroków. Stuk. W przód. Stuk. W tył. I tak w kółko. Dziewczyna zadrżała na samą myśl o tym, że może skończyć w podobny sposób, ale nie mogła oderwać wzroku od makabrycznego widoku. Wpatrywała się w sufit jak zahipnotyzowana. Nie przestała iść, a jedynie zboczyła lekko z wyznaczonej trasy. Potrząsnęła głową, żeby wyrwać się z transu i znów wbiła wzrok w czubki butów.
Zanim doszła do tronu jeszcze raz się rozejrzała. Nie mogła się powstrzymać, by nie przyjrzeć się dokładniej monumentalnej sali. Dopiero teraz dostrzegła, że wokół czarnych kolumn wiją się misternie rzeźbione smoki o rubinowych oczach. Ten motyw pojawiał się właściwie wszędzie. Na ścianach wisiało kilka gobelinów przedstawiających te majestatyczne stworzenia, wszystkie bez wyjątku czarne z czerwonymi oczami, zdającymi się świecić złowrogim blaskiem. W miejscach, gdzie nie wisiały tkaniny, w ściany wmurowane były kamienie szlachetne o różnych kolorach. Tworzyły mozaiki, które również – jak wszystko inne - ozdobione były wizerunkami smoków.
- Coś się stało, Mistrzu? - spytała ledwo słyszalnym, drżącym ze zdenerwowania głosem Entika, kiedy stanęła u stóp tronu i uklęknęła na jedno kolano.
- Oczywiście, że tak! Nie bądź głupia, Entiko! Jak mogliście zabić wszystkich? Wszystkich?! Przecież mieliście wziąć co najmniej jednego jeńca!
Dziewczyna skuliła się w strachu przed gniewem Mistrza, ale atak, którego się spodziewała, nie nastąpił.
- Dlaczego? - Jedno proste słowo , rozbrzmiewające echem w pustej sali. Wdech. Wydech.
- Walczyli.
Mistrz powoli pokiwał głową. Prosta odpowiedź, której udzieliła mu dziewczyna wcale nie była zadowalająca. Była wręcz haniebnie zła.
- Nie dało się ich obezwładnić? - spytał Mistrz z ironią w głosie.
Entika pokręciła przecząco głową, wciąż wpatrując się w podłogę.
-Oni... Kiedy próbowaliśmy ich łapać... - Urwała i zadrżała. Wzięła głęboki wdech i kontynuowała. - Zabijali się. Za wszelką cenę nie chcieli zostać pojmani i popełniali samobójstwa. Wszyscy. Co do jednego.
Nagle naszła ją pewna myśl, która wywołała u niej falę podniecenia. Odważyła się podnieść głowę i spojrzeć Mistrzowi w twarz. Była kamienna. Nie wyrażała nic, prócz sędziwego wieku. Siwe włosy opadały na szare, mądre oczy. Entika spuściła wzrok, onieśmielona.
-Mistrzu, ONA musiała przeżyć i jej przyjaciele pewnie też. Ja... - urwała nagle, nie wiedząc, co właściwie chciała powiedzieć. Dokończył za nią Mistrz:
-Ty zrobisz teraz w tył zwrot i udasz się do archiwum, by przeczytać, co w historii Mistrzowie robili z zawodzącymi je osobami. Albo nie, pokażę ci to teraz.
Entika spojrzała na jego śmiertelnie poważną twarz szeroko otwartymi ze strachu oczami.
-Mistrzu, nie musisz tego robić – zawodziła. - Ja się poprawię i... Następnym razem na... na pewno mi się uda – jąkała się dziewczyna, z każdą chwilą coraz bardziej przerażona.
Mistrz tylko spojrzał na nią z pogardą i machnął ręką. Entika uniosła się w powietrze, wciąż zawodząc. Mężczyzna zacisnął pięść. W tym momencie dziewczyna złapała się za gardło, a jej krzyki zmieniły się w skrzek, który wkrótce całkiem ucichł. Ciało martwej już Entiki poszybowało do jednego za sznurów, zwisających z sufitu i zostało nim oplątane. Mistrz opuścił rękę, a bezwładne zwłoki dziewczyny opadły i zaczęły się kołysać.
Mistrz westchnął ciężko. Nie dla niego już było tak duże zużywanie mocy, wyraźnie się postarzał. Męczyły go nawet najprostsze zaklęcia i uroki, nie mówiąc już o walce, czy lataniu na kochanej smoczycy – Revinie. Odepchnął od siebie myśl o tym, że się starzeje i uśmiechnął się do siebie. „Tak kończą ci, którzy mnie nie słuchają”
-Wex! - zawołał głośno.
Do pomieszczenia wbiegł pospiesznie wysoki chłopak o bursztynowych oczach i kasztanowych włosach. Miał anielską twarz, która jednak została poważnie oszpecona przez bliznę biegnącą od lewej skroni aż po kącik ust.
-Znajdź ją. Wiesz, co robić.
Wex uśmiechnął się paskudnie i machnął ręką. W powietrzu pojawiła się drobna iskierka światła, która powoli zaczęła się powiększać w wir zdolny pomieścić człowieka. Chłopak spojrzał na Mistrza z pytająco uniesioną brwią.
-Powinna wciąż być w szkole.
Wex kiwnął głową i wszedł w portal. Jego ciało zmieniło się w miliardy błyskających kolorami iskierek, które po chwili zostały wessane w teleport.

Mistrz westchnął. „Teraz pozostaje mi tylko czekać.”

-------------------------------

Mam nadzieję, ze wybaczycie mi tą przydługą nieobecność. Nie miałam żadnych pomysłów na ten rozdział, aż tu nagle myśl, żeby odskoczyć i napisać fragment o  "szkarłatnych płaszczach"
Nie mam pojęcia jak będzie z piątym rozdziałem. Pomysł był, ale powyższy tekst odrobinę go zburzył, więc muszę wszystko przemyśleć. Będziecie czekać.
Mam dla Was niespodziankę. Postanowiłam wykorzystać mój znikomy talent plastyczny i męczyć Was co jakiś czas rysunkami do rozdziałów. Dzisiaj przedstawiam wam Wexa (z czasów, kiedy jeszcze nie miał blizny). Wyszedł troszkę jak z anime, ale nieważne. Chodziło o płaszcz. Przeklinam czerwoną kredkę, która nie jest koloru krwi.


To do następnej notki, Karo

PS. Czytasz = komentujesz; to bardzo motywuje do dalszej pracy

EDIT: Ale ze mnie sierota. Zapomniałam podziękować za 1500 wyświetleń. To takie fajne widzieć, że każdego dnia na bloga zagląda kilka lub kilkanaście osób, które być może wyczekują nowego rozdziału.
Aha i tak przy okazji, jakby ktoś nie zauważył, to zmieniłam pseudonim. Od dzisiaj konspiruję pod nazwą Naise.