Obserwatorzy

czwartek, 8 sierpnia 2013

Przedsmak V, czyli...

Przepraszam, przepraszam, przepraszam! Tak bardzo chcę napisać piąty rozdział, ale jakoś kompletnie mi nie idzie i nie mam kiedy. Miałam tak ambitne plany na ten rozdział, a nie potrafię go napisać. Zamiast tego, w ramach lekkiej rekompensaty, dostaniecie pierwszy fragment piątki, który udało mi się napisać. Uprzedzam, że jest bez korekty i może być lekko pozbawiony sensu, ale boję się go czytać (mam ostatnio dziwną blokadę psychiczną przed czytaniem własnej twórczości)
Ale bez przedłużania, indżoj:


- Widzisz kogoś? - spytała cicho Rene, rozglądając się wokół. Dement pokręcił przecząco głową.
- Obawiam się, że nikogo nie znajdziemy. Pewnie wszyscy uciekli, albo... - Przełknął głośno ślinę. - Spłonęli.
Obydwoje zadrżeli. Dement przyciągnął do siebie Rene i mocno przytulił. Zaczął uspokajająco gładzić ją po plecach, wpatrując się tępo w przestrzeń. Dziewczyna odsunęła go delikatnie.
- Poszukajmy jeszcze. Może jednak ktoś się ocalał.
Ruszyli razem przez spalony las. Wciąż rozglądali się nerwowo, omiatając wzrokiem zwęglone konary i kikuty na wpół pochłoniętych pożarem gałęzi. Popiół zalegał wszędzie i pokrywał każdy centymetr wolnej przestrzeni. Unosił się delikatnie pod ich krokami. Raz na jakiś czas mijali zgliszcza któregoś z domków uczniowskich. Do każdego z nich zaglądali w poszukiwaniu jakichkolwiek ciał – nie mieli wielkiej nadziei na znalezienie kogokolwiek żywego.
Kiedy słońce prawie zupełnie zniknęło za horyzontem, Dement coś dostrzegł. Kawałek czerwonego materiału powiewał na jednej z gałęzi. Chłopak podszedł do niego i potarł skrawek w palcach. Zorientowawszy się, że to fragment szaty jednego ze „szkarłatnych płaszczy” - jak przyjaciele nazywali tajemniczych najeźdźców na smokach - spuścił głowę i pokręcił nią zrezygnowany. Rene położyła mu rękę na ramieniu w geście pocieszenie, ale chłopakowi niewiele to pomogło. Strząsnął delikatnie jej dłoń i ruszył dalej.
Nagle Rene podskoczyła podekscytowana, ale zaraz potem jej twarz spochmurniała. Pomiędzy zwęglonymi gałązkami niskiego krzewu dostrzegła ciało. Jako że było spalone, a ciemność spowiła już prawie wszystko i tylko resztki promieni słonecznych oświetlały las, nie można było określić kto to. Wyraźnie wydać było tylko kształt, natomiast reszta była zniekształcona, nadpalona, całkowicie spopielona lub okryta cieniami. Rene delikatnie dotknęła twarzy trupa, a raczej tego co z niej zostało, ale od razu odsunęła się z obrzydzeniem.
- Pierwszy namacalny dowód na tę całą masakrę – szepnęła i poszukała na oślep dłoni swojego chłopaka. Nie znalazłszy jej, rozejrzała się ze strachem. Odetchnęła z ulgą, kiedy zobaczyła Dementa stojącego nieopodal.
Podeszła do niego sprężystym krokiem i złapała za rękę, ale kiedy ujrzała to, na co patrzył, zamarła. U ich stóp leżało nietknięte ogniem ciało, odziane w błękitną, profesorską szatę. Mogłoby się wydawać, że nauczyciel po prostu zasnął, gdyby nie to, że z jego piersi sterczał długi nóż z kunsztownie rzeźbioną rączką, która przedstawiała feniksa. Najstraszniejsza w tym widoku była zdeterminowana mina i dłoń zaciśnięta na broni. Najwyraźniej profesor popełnił samobójstwo. Ten widok wstrząsnął Dementem i Rene do tego stopnia, że nie byli w stanie się ruszyć. Stali w milczeniu, wpatrując się w nieruchome ciało jak zaklęci. Przerażenie jakie ich ogarnęło było wręcz namacalne. Jeśli nauczyciele popełniali samobójstwa, by nie trafić w ręce wroga, to jak straszny i okrutny musiał on być?
W końcu dziewczyna oprzytomniała i odciągnęła otępiałego chłopaka od trupa. Ciałem Dementa wstrząsnął dreszcz.
-To był profesor... - jego głos drżał, jakby chłopak miał się zaraz rozpłakać. Nie zrobił tego, tylko zacisnął zęby i pospiesznie ruszył dalej, ciągnąc Rene za rękę.



Resztę mam nadzieję napisać niebawem, ale nie wiem, czy mi się uda...
Jeszcze raz przepraszam i proszę o wyrozumiałość - staram się, ale nie umiem.

PS. Do Potterowca: Nie mam kiedy, serio, chętnie przeczytam i skomentuję, ale czas (paradoksalnie w wakacje) gdzieś się gubi i zupełnie go nie mam.