Tak jak obiecywałam jest więcej akcji, choć nie rozwinęła się ona jeszcze w pełni.
W najbliższym czasie nie oczekujcie III rozdziału, bo muszę się ostro wziąć za naukę (troszku się opuściłam :p
PS. czytasz = komentujesz tj. proszę o komentarze.
-----------------
Rene nie przyprowadziła tylu
osób, ile miała w zwyczaju zapraszać na swoje imprezy.
Przyszli: Evanesce, Orkim,
Dement, który był przystojnym szatynem, najpopularniejszym uczniem w szkole i
chłopakiem Rene, oraz Eva i Numa – piegowate bliźniaczki o rudych włosach.
- Nikogo więcej nie znalazłam –
usprawiedliwiała się Rene. - Wszyscy są w Domu Nauczycielskim na jakimś
zebraniu, ale spokojnie, nie jest obowiązkowe.
Juice wraz z Hope w czasie
nieobecności Rene zdążyły się przebrać i przygotować przekąski.
Nie była to typowa impreza. Zero
tańca, cicha muzyka, mało gości. Okoliczności jej zorganizowanie również nie
były zwyczajne. Hope przywołująca strzałę. To dopiero wydarzenie. Takie rzeczy
się nie zdarzały, nie tej dziewczynie. Jedyne co udawało jej się do tej pory
przyzywać to drobne robaczki i przybory do pisania.
Goście siedzieli w małym salonie
urządzonym w stylu klasycznym. Kanapa, na której rozsiadły się bliźniaczki,
miała obicie w delikatne, kwiatowe wzorki, które widniały również na
zasłonkach. Ściany zdobiły obrazki i zdjęcia. Jedno przedstawiało małą Hope ubrudzoną
błotem z szerokim uśmiechem na ustach. Na innych widniały roześmiane twarze
Rene i Juice. Podłogę pokrywały jasne panele, a na środku stał niewielki stół
zastawiony talerzami pełnymi okruszków. Wokół niego walały się poduszki, na
których zasiedli pozostali goście. Pokój ten nie był nadzwyczajny. Salony
wszystkich domków uczniowskich wyglądały podobnie.
Rene przez cały czas mówiła o
tym, jak dumna jest z Hope (co z kolei wprawiało dziewczynę w zakłopotanie) i
jak bardzo się cieszy, że wreszcie udało jej się coś osiągnąć. Evanesce i Juice
tylko przytakiwali, a Eva z Numą chichotały wciąż zerkając na Orkima, który był
coraz bardziej czerwony. Dement siedział sztywno wyprostowany i z uwielbieniem
wpatrywał się w swoją dziewczynę.
Nagle wszyscy zamarli. Nawet
Rene zamilkła.
W powietrzu pachniało czarną
magią. Dobrze o tym wiedzieli, bo była to jedna z pierwszych informacji
przyswajanych przez nowych studentów szkoły. Zakazane i złe zaklęcia miał
specyficzny zapach. Ich woń przywodziła na myśl cmentarz pełen rozkładających
się trupów i róże. Była to subtelna i łatwa do rozpoznania mieszanka tych
dwóch, jakże skrajnie różnych, aromatów.
Pierwszy poruszył się Evanesce.
Wstał i bez słowa wyszedł na zewnątrz.
Po chwili wrócił. Widać było, że
jest zestresowany, a nawet przerażony. Jego ręce dygotały nerwowo, twarz
zastygła w grymasie przerażenia. Chciał coś powiedzieć, ale słowa uwięzły mu w
gardle. Zamiast tego nagląco wskazał zebranych, a następnie drzwi.
Wszyscy szybko pojęli, że mają
wyjść przed domek.
Kiedy to zrobili rozejrzeli się
zdezorientowali. Tu drażniący zapach czarnej magii był silniejszy. Hope
pierwsza dostrzegła, co go wydzielało. Nad płonącym Domem Nauczycieli unosił
się smok. Jego czarne jak noc łuski odbijały blask płomieni, a oczy
przypominały dwa jarzące się rubiny. Bestia zaryczała i wystrzeliła w powietrze,
by potem zapikować i oderwać fragment dachu. Na jej grzbiecie siedziała postać
w czerwonym płaszczu, jednak znajdowała się za daleko, by móc ją rozpoznać lub
choćby zobaczyć twarz. Nauczycieli machali różdżkami, ale nie potrafli wznieść
nawet najsłabszej tarczy, natomiast uczniowie rozbiegli się po zaczynającym już
płonąć lesie w rozpaczliwej próbie ucieczki przed pożogą, smokiem i tajemniczym
mężczyzną w szkarłatnym płaszczu.
Hope w jednej chwili podjęła
decyzję. Pędem wróciła do domu i złapała leżącą na jej szafce nocnej różdżkę.
Właściwie nie była ona potrzebna do czarowania, ale pomagała skupić moc.
Kiedy wróciła, Eva i Numa
trzymały się za ręce i szeptały jakieś skomplikowane zaklęcie. „No tak, Magia
Księżyca” – przemknęło dziewczynie przez myśl. Pozostali mieli różdżki w
dłoniach. Jedynie Orkim wydawał się jakiś niezdecydowany. Chłopak trzymał rękę
na pasku, ale nie wyciągnął różdżki tak jak reszta młodych czarodziei. W jego
błękitnych oczach widać było głębokie przerażenie.
- Co robimy? – spytała Hope.
Nikt nie odpowiedział.
- Ale musimy coś zrobić –
naciskała dziewczyna.
Tym razem usłyszała cichą
odpowiedź.
- Hope, my nie możemy nic
zrobić. Ten smok pewnie pozabijał już wszystkich. Teraz zostaliśmy tylko my i
garstka czarodziei żyjących w różnych wioskach – to by głos Orkima.
Dziewczyna myślała, że Evanesce
zaraz rzuci mu się do gardła. Mięśnie chłopaka były napięte do granic
możliwości. Widać było, że powstrzymuje gniew.
- Tak, lepiej nie ryzykować – Hope
zrobiła wielkie oczy, kiedy przyznał mu rację, a jego mięśnie nieco się
rozluźniły - Schowajmy się gdzieś, albo… Musimy się wynieść ze szkoły. Szybko.
Na pewno będą przeszukiwać jej teren. Otworzę Portal.
Chłopak machnął różdżką, ale nic
się nie stało.
- Musieli zablokować Portale
jakimś potężnym zaklęciem.
- Ale nie mogli nic zrobić z
Transformacją – na twarzy Hope pojawił się chytry uśmiech.
Zanim ktokolwiek zdążył się ruszyć
dziewczyna była lwicą. Majestatyczną wielką kotką o złotej sierści. Spięła mięśnie
i pobiegła w kierunku Domu Nauczycieli. Prosto w ciemny las.
Evanesce krzyknął za nią, ale
zignorowała jego wrzaski. Młody czarodziej postanowił gonić Hope, teraz
przemienioną w drapieżną kotkę. Zaczął się zmieniać, jednak jemu zajęło to
znacznie więcej czasu niż dziewczynie.
Najpierw paznokcie urosły i
zaostrzyły się. Następnie nogi stały się grubsze i owłosione, a z dołu pleców
wystrzelił zakończony pędzelkiem ogon. Wkrótce całe jego ciało pokryło się
gęstym futrem, a twarz, przemieniona już w pysk, została okolona piękną grzywą.
Chłopak zmieniony w lwa, który jednak nie był tak piękny, jak kocica Hope,
ruszył w pościg za dziewczyną.
Pozostali stali jak zaklęci i
chociaż bardzo chcieli, nie mogli się poruszać. Jedynymi osobami zdolnymi do
robienia czegokolwiek były bliźniaczki. Teraz nie wyglądały już, jak słodkie
rudzielce. Przypominały wiedźmy, którymi straszy się małe dzieci, żeby nie
włóczyły się po nocy.
Eva i Numa równocześnie zaczęły się
szyderczo śmiać. Pomachały im na pożegnanie wykrzywiając twarze w parodii
kokieteryjnego uśmiechu. Potem jedna z nich zrobiła ruch różdżką i otworzyła
okrągły Portal. Przeszły przez niego równym krokiem i zniknęły w smudze światła.
Wszyscy w jednej chwili
odzyskali zdolność ruchu - najwyraźniej bliźniaczki im ją odebrały, ale Portal przeniósł
je gdzieś daleko i magia straciła zasięg.
- Jedno trzeba im przyznać –
odezwał się Dement za smutnym uśmiechem na ustach. – Umieją doskonale grać.
Czytam to z zapartym tchem i nie mogę się doczekać następnego rozdziału :D
OdpowiedzUsuńCzytając ten rozdział zdecydowałam się na obserwację :) Jest świetny. Muszę jednak przyznać, że TAKA akcja zasługuje na o wiele bardziej barwne i dłuższe rozwiniecie :>>> Pomysł jest genialny, ale czytanie zajęło mi zaledwie dwie minutki...
OdpowiedzUsuńUwielbiam ludzi, którzy pisząc tworzą swój własny świat. Ty wybrałaś ten magiczny i za to wielki + :)))
Na koniec apeluję: rozpisuj się, bo masz do tego warunki, a ja bym chciała czytać i czytać i czytać twoje opowiadanie :>
xxxx
anothergenerations.blogspot.com
OMFG Masz 14 lat? Jestem w szoku i pełna podziwu! Oby tak dalej!
OdpowiedzUsuńCzytam 3 raz i ciągle nie mam dosyć!!! Super!
OdpowiedzUsuńKomentarz u Cb = komentarz u mnie? Plis, mój blog nie jest tak świetny :) W każdym razie piszesz jak dorosła osoba, a nie jak nastolatka :) inteligentnie, przemyślanie... Życzę szczęścia z nauką :)
Podoba mi się ;P Zresztą jak zawsze.
OdpowiedzUsuńwięc te bliźniaczki miały coś wspólnego z najazdem na ich szkołę? przepraszam nie wiem jak to końca sie nazywa.
OdpowiedzUsuńale wydaje mi się, że tak.
Trochę zdziwiłam się, gdy wyprawili mini-imprezkę dla Hope. ale jak widać, udane zaklęcie to dla niej coś mega ważnego :)
oby jej się tam nic nie stało.
aż się zdziwiłam, że masz tak mało komentarzy :) serio :)
http://zyje--chwila.blogspot.com/ą
pozdrawiam, Jaga20098:*