Stoję przed drzwiami sali konferencyjnej i usiłuję uspokoić przyspieszony oddech. Strzepuję ręką niewidzialny pyłek ze spódnicy i poprawiam upięty wysoko kok. Robię głęboki wdech i w końcu naciskam klamkę.
Kiedy wchodzę, rozmowy cichną, a wszystkie twarze w jednej chwili zwracają się w moją stronę. Stoję przerażona, nie mogąc wydobyć z siebie głosu ani zrobić choćby najmniejszego kroku w kierunku stołu. Rozglądam się niepewnie, zastanawiając się, kto przyszedł, żeby zobaczyć moją porażkę. Widzę Potterowca, który zawsze chętnie służył pomocą, i Arty, która czytała moje wypociny, kiedy tylko prosiłam. Jest Wergerka, która zachwycała się moim stylem i wytykała błędy, Kamila, która miała mnie zjechać, a w końcu tylko się zachwyciła, Magda - ta, co zawsze jest przy mnie, nawet kiedy jestem zupełnie niepoczytalne, i jeszcze kilka innych osób, których imion nie pamiętam. Czuję, że zaraz ich rozczaruję. A może niektórzy poczują mściwą satysfakcję, że w końcu się poddałam?
W końcu udaje mi się ruszyć i podejść do stołu. Kładę na nim teczkę z opowiadaniem i wygładzam rękawy białej koszuli. Spoglądam jeszcze raz na wszystkie twarze.
- Rezygnuję - szepczę, ale chyba mnie nie słyszą, więc powtarzam głośniej. - Rezygnuję.
Ktoś pyta dlaczego, a ja przez chwilę nie umiem wydobyć z siebie głosu.
- Bo już nie potrafię tego pisać. Kiedy tylko siadam, żeby naskrobać kolejny rozdział, ogarnia mnie jakaś dziwna niemoc i nie potrafię wystukać na klawiaturze nawet jednego sensownego zdania. Ot, dlaczego - mówię z goryczą.
Do moich oczu cisną się łzy, więc rzucam tylko: "Żegnajcie." i szybko wychodzę z sali, trzaskając drzwiami.
______________
Więc... Żegnajcie wierni i niewierni czytelnicy. Nigdy nie zapomnę ciepłych słów, które otrzymałam w zamian za moją pracę i pomocnych uwag, które pomogły mi doskonalić styl.
Może kiedyś jeszcze się spotkamy, ale nie teraz, nie tutaj.
Pozdrawiam ciepło, Karo/Naisse/AGirlWhoIsNotNormal
Obserwatorzy
niedziela, 29 września 2013
czwartek, 8 sierpnia 2013
Przedsmak V, czyli...
Przepraszam, przepraszam, przepraszam! Tak bardzo chcę napisać piąty rozdział, ale jakoś kompletnie mi nie idzie i nie mam kiedy. Miałam tak ambitne plany na ten rozdział, a nie potrafię go napisać. Zamiast tego, w ramach lekkiej rekompensaty, dostaniecie pierwszy fragment piątki, który udało mi się napisać. Uprzedzam, że jest bez korekty i może być lekko pozbawiony sensu, ale boję się go czytać (mam ostatnio dziwną blokadę psychiczną przed czytaniem własnej twórczości)
Ale bez przedłużania, indżoj:
Ale bez przedłużania, indżoj:
- Widzisz kogoś? - spytała cicho Rene, rozglądając
się wokół. Dement pokręcił przecząco głową.
- Obawiam się, że nikogo nie znajdziemy. Pewnie
wszyscy uciekli, albo... - Przełknął głośno ślinę. - Spłonęli.
Obydwoje zadrżeli. Dement przyciągnął do siebie Rene
i mocno przytulił. Zaczął uspokajająco gładzić ją po plecach,
wpatrując się tępo w przestrzeń. Dziewczyna odsunęła go
delikatnie.
- Poszukajmy jeszcze. Może jednak ktoś się ocalał.
Ruszyli razem przez spalony las. Wciąż rozglądali się
nerwowo, omiatając wzrokiem zwęglone konary i kikuty na wpół
pochłoniętych pożarem gałęzi. Popiół zalegał wszędzie i
pokrywał każdy centymetr wolnej przestrzeni. Unosił się
delikatnie pod ich krokami. Raz na jakiś czas mijali zgliszcza
któregoś z domków uczniowskich. Do każdego z nich zaglądali w
poszukiwaniu jakichkolwiek ciał – nie mieli wielkiej nadziei na
znalezienie kogokolwiek żywego.
Kiedy słońce prawie zupełnie zniknęło za
horyzontem, Dement coś dostrzegł. Kawałek czerwonego materiału
powiewał na jednej z gałęzi. Chłopak podszedł do niego i potarł
skrawek w palcach. Zorientowawszy się, że to fragment szaty jednego
ze „szkarłatnych płaszczy” - jak przyjaciele nazywali
tajemniczych najeźdźców na smokach - spuścił głowę i pokręcił
nią zrezygnowany. Rene położyła mu rękę na ramieniu w geście
pocieszenie, ale chłopakowi niewiele to pomogło. Strząsnął
delikatnie jej dłoń i ruszył dalej.
Nagle Rene podskoczyła podekscytowana, ale zaraz potem
jej twarz spochmurniała. Pomiędzy zwęglonymi gałązkami niskiego
krzewu dostrzegła ciało. Jako że było spalone, a ciemność
spowiła już prawie wszystko i tylko resztki promieni słonecznych
oświetlały las, nie można było określić kto to. Wyraźnie wydać
było tylko kształt, natomiast reszta była zniekształcona,
nadpalona, całkowicie spopielona lub okryta cieniami. Rene
delikatnie dotknęła twarzy trupa, a raczej tego co z niej zostało,
ale od razu odsunęła się z obrzydzeniem.
- Pierwszy namacalny dowód na tę całą masakrę –
szepnęła i poszukała na oślep dłoni swojego chłopaka. Nie
znalazłszy jej, rozejrzała się ze strachem. Odetchnęła z ulgą,
kiedy zobaczyła Dementa stojącego nieopodal.
Podeszła do niego sprężystym krokiem i złapała za
rękę, ale kiedy ujrzała to, na co patrzył, zamarła. U ich stóp
leżało nietknięte ogniem ciało, odziane w błękitną,
profesorską szatę. Mogłoby się wydawać, że nauczyciel po prostu
zasnął, gdyby nie to, że z jego piersi sterczał długi nóż z
kunsztownie rzeźbioną rączką, która przedstawiała feniksa.
Najstraszniejsza w tym widoku była zdeterminowana mina i dłoń
zaciśnięta na broni. Najwyraźniej profesor popełnił samobójstwo.
Ten widok wstrząsnął Dementem i Rene do tego stopnia, że nie byli
w stanie się ruszyć. Stali w milczeniu, wpatrując się w
nieruchome ciało jak zaklęci. Przerażenie jakie ich ogarnęło
było wręcz namacalne. Jeśli nauczyciele popełniali samobójstwa,
by nie trafić w ręce wroga, to jak straszny i okrutny musiał on
być?
W końcu dziewczyna oprzytomniała i odciągnęła
otępiałego chłopaka od trupa. Ciałem Dementa wstrząsnął
dreszcz.
-To był profesor... - jego głos drżał, jakby chłopak
miał się zaraz rozpłakać. Nie zrobił tego, tylko zacisnął zęby
i pospiesznie ruszył dalej, ciągnąc Rene za rękę.
Resztę mam nadzieję napisać niebawem, ale nie wiem, czy mi się uda...
Jeszcze raz przepraszam i proszę o wyrozumiałość - staram się, ale nie umiem.
PS. Do Potterowca: Nie mam kiedy, serio, chętnie przeczytam i skomentuję, ale czas (paradoksalnie w wakacje) gdzieś się gubi i zupełnie go nie mam.
środa, 10 lipca 2013
Liebster Award
Zostałam nominowana do Liebster Award przez whoa-nails.blogspot.com Serdecznie dziękuję.
Czym jest Liebster Arward?
Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "Dobrze Wykonaną Robotę". Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia.Po odebraniu nagrody, należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie ty nominujesz 11 blogów (informujesz ich o tym) i zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Ciebie nominował.
Pytania, które dostałam:
1. Dlaczego założyłeś/aś bloga?
Poczułam potrzebę dzielenia się z innymi moimi skromnymi zdolnościami pisarskimi i własną, wymyśloną historią.
8. Ulubiona książka?
Nie jestem w stanie wybrać, ale chyba seria Dary Anioła
9. Ulubiony film?
Od wczoraj - Sherlock Holmes
10. Jakiej muzyki słuchasz?
pop-rock, rock
Nominowani:
1. http://terapia-eksperymentalna.blogspot.com/
2. http://odbiciewblekitnychoczach.blogspot.com/
3. http://anothergenerations.blogspot.com/
4. http://trust-life-opowiadanie.blogspot.com/
5. http://booknianka.blogspot.com/
6. http://drzwi-przeznaczenia.blogspot.com/
Mówiąc szczerze, nie wiem kogo jeszcze nominować, bo z blogów, które czytam i historia jest ciekawa a wykonanie nie najgorsze ( a w większości przypadków bardzo dobre, bo nie znoszę kaleczenie sztuki pisarskiej), nie ma chyba więcej.
Moje pytania:
1. Co cię inspiruje podczas pisania?
2. Skąd pomysł, żeby założyć bloga?
3. Twój ulubiony zespół/wykonawca?
4. Boisz się śmierci?
5. Wierzysz w przeznaczenie?
6. Co byś zrobił(a), gdybyś był(a) bohaterką/erem swojej książki/opowiadania? Zachowywał(a)byś się tak jak on(a) czy trochę inaczej?
7. Twój ulubiony autor?
8. Od kiedy piszesz?
9. Czy twoi znajomi wiedzą, że to robisz?
10. Masz rodzeństwo?
11. Kim chciał(a)byś być w przyszłości?
Dostałam kolejną nominację od http://wcieniuchwaly.blog.pl/. Bardzo dziękuję, ale ja i tak nie mam już kogo nominować. Więc tylko odpowiem na pytania:
1. Jak rozpoczęła się twoja przygoda z pisaniem?
No cóż... W listopadzie zaszłego roku nawiedził mnie pomysł, złapałam zeszyt i zaczęłam pisać. A potem potoczyło się lawinowo. Kolejne pomysły, wprawki, niedokończone opowiadania i wylądowałam tutaj. Na tym blogu. Przy tym opowiadaniu.
2. Jaka jest twoja ulubiona książka?
W tym momencie wciąż jestem zachwycona "Dotykiem Julii", który czytałam ostatnio i chyba jak na razie tę książkę lubię najbardziej. Jest inna.
3. Jaka jest twoja ulubiona postać na naszym blogu?
Nie mam ulubionej.
4. Twoja ulubiona potrawa?
Spagetti Bolognese mojego taty.
5. Jaki był twój najwspanialszy moment w życiu?
Tutaj nie umiem wybrać. Z resztą nie przeżyłam jeszcze tylu rzeczy, które bym chciała. Jak na razie to chyba... Eee... Nie, nie wiem, na prawdę.
6. Jaki jest kolor twoich oczu?
Są takie szaro-zielono-niebieskie, gdzieniegdzie są żółte przebłyski.
7. Jaki jest twój ulubiony zespół muzyczny?
Bastille.
8. Co najbardziej cię interesuje?
Ciężko stwierdzić. Lubię historię. W szczególności starożytną. Mitologia i te sprawy. No i oczywiście czytanie i pisanie.
9. Jakich ludzi najbardziej lubisz i dlaczego?
Takich, którzy są w stanie ze mną wytrzymać i dlatego, że są w stanie ze mną wytrzymać. Inteligentnych, z poczuciem humoru i dystansem do życia, ale bez przesady. Bo mogę z nimi rozmawiać na różne tematy i nie zanudzą mnie, ale równocześnie nie zażenują.
10. Czy masz coś na czym ci zależy i co to jest?
Jeśli chodzi o wartości, to przyjaźń, a jeśli o rzeczy materialne, to lubię mój telefon, ale jakoś specjalnie mi na nim nie zależy, więc chyba nie...
11. Jaki jest twój charakter?
Trudny. Jestem upierdliwym człowiekiem, który jednego dnia jest optymistą, drugiego pesymistą, a jeszcze kolejnego sceptykiem. Mam problem z opanowaniem emocji i często się denerwuję. Jestem przewrażliwiona i niezrównoważona. Plotę co mi ślina na język przyniesie. Staram się być miła, ale odnoszę wrażenie, że wcale mi to nie wychodzi i jestem wredna do potęgi. Mam specyficzne poczucie humoru i czasem śmieję się wtedy, kiedy powinno się płakać.
Czym jest Liebster Arward?
Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "Dobrze Wykonaną Robotę". Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia.Po odebraniu nagrody, należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie ty nominujesz 11 blogów (informujesz ich o tym) i zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Ciebie nominował.
Pytania, które dostałam:
1. Dlaczego założyłeś/aś bloga?
Poczułam potrzebę dzielenia się z innymi moimi skromnymi zdolnościami pisarskimi i własną, wymyśloną historią.
2. Masz jakąś pasję?
Oczywiście pisanie i czytanie książek.
3. Co lubisz jeść najbardziej?
Ciężko stwierdzić, ale chyba słodycze.
4. Jakie jest twoje marzenie?
Wielgachna biblioteka i własna książka.
5. Gdzie chciał(a)byś pojechać na wakacje?
Londyn, ew. Egipt, którzy od zawsze mnie fascynował.
6. Twój ulubiony kolor?
Niebieski, w szczególności kobaltowy i indygo.
7. Jakie jest twoje hobby?
Jak wyżej - czytanie i pisanie.8. Ulubiona książka?
Nie jestem w stanie wybrać, ale chyba seria Dary Anioła
9. Ulubiony film?
Od wczoraj - Sherlock Holmes
10. Jakiej muzyki słuchasz?
pop-rock, rock
11. Masz jakieś zwierzątko, jakie?
Nie mam, a szkoda.
Nominowani:
1. http://terapia-eksperymentalna.blogspot.com/
2. http://odbiciewblekitnychoczach.blogspot.com/
3. http://anothergenerations.blogspot.com/
4. http://trust-life-opowiadanie.blogspot.com/
5. http://booknianka.blogspot.com/
6. http://drzwi-przeznaczenia.blogspot.com/
Mówiąc szczerze, nie wiem kogo jeszcze nominować, bo z blogów, które czytam i historia jest ciekawa a wykonanie nie najgorsze ( a w większości przypadków bardzo dobre, bo nie znoszę kaleczenie sztuki pisarskiej), nie ma chyba więcej.
Moje pytania:
1. Co cię inspiruje podczas pisania?
2. Skąd pomysł, żeby założyć bloga?
3. Twój ulubiony zespół/wykonawca?
4. Boisz się śmierci?
5. Wierzysz w przeznaczenie?
6. Co byś zrobił(a), gdybyś był(a) bohaterką/erem swojej książki/opowiadania? Zachowywał(a)byś się tak jak on(a) czy trochę inaczej?
7. Twój ulubiony autor?
8. Od kiedy piszesz?
9. Czy twoi znajomi wiedzą, że to robisz?
10. Masz rodzeństwo?
11. Kim chciał(a)byś być w przyszłości?
Dostałam kolejną nominację od http://wcieniuchwaly.blog.pl/. Bardzo dziękuję, ale ja i tak nie mam już kogo nominować. Więc tylko odpowiem na pytania:
1. Jak rozpoczęła się twoja przygoda z pisaniem?
No cóż... W listopadzie zaszłego roku nawiedził mnie pomysł, złapałam zeszyt i zaczęłam pisać. A potem potoczyło się lawinowo. Kolejne pomysły, wprawki, niedokończone opowiadania i wylądowałam tutaj. Na tym blogu. Przy tym opowiadaniu.
2. Jaka jest twoja ulubiona książka?
W tym momencie wciąż jestem zachwycona "Dotykiem Julii", który czytałam ostatnio i chyba jak na razie tę książkę lubię najbardziej. Jest inna.
3. Jaka jest twoja ulubiona postać na naszym blogu?
Nie mam ulubionej.
4. Twoja ulubiona potrawa?
Spagetti Bolognese mojego taty.
5. Jaki był twój najwspanialszy moment w życiu?
Tutaj nie umiem wybrać. Z resztą nie przeżyłam jeszcze tylu rzeczy, które bym chciała. Jak na razie to chyba... Eee... Nie, nie wiem, na prawdę.
6. Jaki jest kolor twoich oczu?
Są takie szaro-zielono-niebieskie, gdzieniegdzie są żółte przebłyski.
7. Jaki jest twój ulubiony zespół muzyczny?
Bastille.
8. Co najbardziej cię interesuje?
Ciężko stwierdzić. Lubię historię. W szczególności starożytną. Mitologia i te sprawy. No i oczywiście czytanie i pisanie.
9. Jakich ludzi najbardziej lubisz i dlaczego?
Takich, którzy są w stanie ze mną wytrzymać i dlatego, że są w stanie ze mną wytrzymać. Inteligentnych, z poczuciem humoru i dystansem do życia, ale bez przesady. Bo mogę z nimi rozmawiać na różne tematy i nie zanudzą mnie, ale równocześnie nie zażenują.
10. Czy masz coś na czym ci zależy i co to jest?
Jeśli chodzi o wartości, to przyjaźń, a jeśli o rzeczy materialne, to lubię mój telefon, ale jakoś specjalnie mi na nim nie zależy, więc chyba nie...
11. Jaki jest twój charakter?
Trudny. Jestem upierdliwym człowiekiem, który jednego dnia jest optymistą, drugiego pesymistą, a jeszcze kolejnego sceptykiem. Mam problem z opanowaniem emocji i często się denerwuję. Jestem przewrażliwiona i niezrównoważona. Plotę co mi ślina na język przyniesie. Staram się być miła, ale odnoszę wrażenie, że wcale mi to nie wychodzi i jestem wredna do potęgi. Mam specyficzne poczucie humoru i czasem śmieję się wtedy, kiedy powinno się płakać.
sobota, 15 czerwca 2013
Rozdział IV - Sznury na suficie
-Entiko, chodź tutaj natychmiast!
Do ogromnej, marmurowej sali, której wysoki, ginący w
mroku strop podtrzymywały czarne kolumny, wślizgnęła się
nieśmiało drobna dziewczyna odziana w zdecydowanie za dużą,
czerwoną szatę. Idąc w stronę drugiego końca pomieszczenia,
gdzie na granitowym tronie siedział mężczyzna w kruczoczarnym
płaszczu, patrzyła na swoje stopy, jakby te były najbardziej
interesującą rzeczą w ogromnej sali tronowej. W palcach prawej
ręki międliła skrawek ubrania.
Już od progu w jej nozdrza uderzył duszący zapach
zgnilizny, który ktoś najwyraźniej próbował zamaskować jakimiś
perfumami. Jej wzrok powędrował w stronę sufitu. Na wysokim
sklepieniu, pomiędzy zdobionymi, czarnymi żyrandolami, wisiały
setki sznurów. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że na
sznurach kołysały się martwe ciała tych, który nie wykonywali
dobrze rozkazów. Czerwone, z pozoru wydające się tylko
powiewającymi szmatami ciała okryte płaszczami, kołysały się
rytmicznie w przód i w tył. Entice wydawało się, że wahają się
w rytm jej kroków. Stuk. W przód. Stuk. W tył. I tak w kółko.
Dziewczyna zadrżała na samą myśl o tym, że może skończyć w
podobny sposób, ale nie mogła oderwać wzroku od makabrycznego
widoku. Wpatrywała się w sufit jak zahipnotyzowana. Nie przestała
iść, a jedynie zboczyła lekko z wyznaczonej trasy. Potrząsnęła
głową, żeby wyrwać się z transu i znów wbiła wzrok w czubki
butów.
Zanim doszła do tronu jeszcze raz się rozejrzała. Nie
mogła się powstrzymać, by nie przyjrzeć się dokładniej
monumentalnej sali. Dopiero teraz dostrzegła, że wokół czarnych
kolumn wiją się misternie rzeźbione smoki o rubinowych oczach. Ten
motyw pojawiał się właściwie wszędzie. Na ścianach wisiało
kilka gobelinów przedstawiających te majestatyczne stworzenia,
wszystkie bez wyjątku czarne z czerwonymi oczami, zdającymi się
świecić złowrogim blaskiem. W miejscach, gdzie nie wisiały
tkaniny, w ściany wmurowane były kamienie szlachetne o różnych
kolorach. Tworzyły mozaiki, które również – jak wszystko inne -
ozdobione były wizerunkami smoków.
- Coś się stało, Mistrzu? - spytała ledwo
słyszalnym, drżącym ze zdenerwowania głosem Entika, kiedy stanęła
u stóp tronu i uklęknęła na jedno kolano.
- Oczywiście, że tak! Nie bądź głupia, Entiko! Jak
mogliście zabić wszystkich? Wszystkich?! Przecież mieliście wziąć
co najmniej jednego jeńca!
Dziewczyna skuliła się w strachu przed gniewem
Mistrza, ale atak, którego się spodziewała, nie nastąpił.
- Dlaczego? - Jedno proste słowo , rozbrzmiewające
echem w pustej sali. Wdech. Wydech.
- Walczyli.
Mistrz powoli pokiwał głową. Prosta odpowiedź,
której udzieliła mu dziewczyna wcale nie była zadowalająca. Była
wręcz haniebnie zła.
- Nie dało się ich obezwładnić? - spytał Mistrz z
ironią w głosie.
Entika pokręciła przecząco głową, wciąż wpatrując
się w podłogę.
-Oni... Kiedy próbowaliśmy ich łapać... - Urwała i
zadrżała. Wzięła głęboki wdech i kontynuowała. - Zabijali się.
Za wszelką cenę nie chcieli zostać pojmani i popełniali
samobójstwa. Wszyscy. Co do jednego.
Nagle naszła ją pewna myśl, która wywołała u niej
falę podniecenia. Odważyła się podnieść głowę i spojrzeć
Mistrzowi w twarz. Była kamienna. Nie wyrażała nic, prócz
sędziwego wieku. Siwe włosy opadały na szare, mądre oczy. Entika
spuściła wzrok, onieśmielona.
-Mistrzu, ONA musiała przeżyć i jej przyjaciele
pewnie też. Ja... - urwała nagle, nie wiedząc, co właściwie
chciała powiedzieć. Dokończył za nią Mistrz:
-Ty zrobisz teraz w tył zwrot i udasz się do archiwum,
by przeczytać, co w historii Mistrzowie robili z zawodzącymi je
osobami. Albo nie, pokażę ci to teraz.
Entika spojrzała na jego śmiertelnie poważną twarz
szeroko otwartymi ze strachu oczami.
-Mistrzu, nie musisz tego robić – zawodziła. - Ja
się poprawię i... Następnym razem na... na pewno mi się uda –
jąkała się dziewczyna, z każdą chwilą coraz bardziej
przerażona.
Mistrz tylko spojrzał na nią z pogardą i machnął
ręką. Entika uniosła się w powietrze, wciąż zawodząc.
Mężczyzna zacisnął pięść. W tym momencie dziewczyna złapała
się za gardło, a jej krzyki zmieniły się w skrzek, który wkrótce
całkiem ucichł. Ciało martwej już Entiki poszybowało do jednego
za sznurów, zwisających z sufitu i zostało nim oplątane. Mistrz
opuścił rękę, a bezwładne zwłoki dziewczyny opadły i zaczęły
się kołysać.
Mistrz westchnął ciężko. Nie dla niego już było
tak duże zużywanie mocy, wyraźnie się postarzał. Męczyły go
nawet najprostsze zaklęcia i uroki, nie mówiąc już o walce, czy
lataniu na kochanej smoczycy – Revinie. Odepchnął od siebie myśl
o tym, że się starzeje i uśmiechnął się do siebie. „Tak
kończą ci, którzy mnie nie słuchają”
-Wex! - zawołał głośno.
Do pomieszczenia wbiegł pospiesznie wysoki chłopak o
bursztynowych oczach i kasztanowych włosach. Miał anielską twarz,
która jednak została poważnie oszpecona przez bliznę biegnącą
od lewej skroni aż po kącik ust.
-Znajdź ją. Wiesz, co robić.
Wex uśmiechnął się paskudnie i machnął ręką. W
powietrzu pojawiła się drobna iskierka światła, która powoli
zaczęła się powiększać w wir zdolny pomieścić człowieka.
Chłopak spojrzał na Mistrza z pytająco uniesioną brwią.
-Powinna wciąż być w szkole.
Wex kiwnął głową i wszedł w portal. Jego ciało
zmieniło się w miliardy błyskających kolorami iskierek, które po
chwili zostały wessane w teleport.
Mistrz westchnął. „Teraz pozostaje mi tylko czekać.”
-------------------------------
Mam nadzieję, ze wybaczycie mi tą przydługą nieobecność. Nie miałam żadnych pomysłów na ten rozdział, aż tu nagle myśl, żeby odskoczyć i napisać fragment o "szkarłatnych płaszczach"
Nie mam pojęcia jak będzie z piątym rozdziałem. Pomysł był, ale powyższy tekst odrobinę go zburzył, więc muszę wszystko przemyśleć. Będziecie czekać.
Mam dla Was niespodziankę. Postanowiłam wykorzystać mój znikomy talent plastyczny i męczyć Was co jakiś czas rysunkami do rozdziałów. Dzisiaj przedstawiam wam Wexa (z czasów, kiedy jeszcze nie miał blizny). Wyszedł troszkę jak z anime, ale nieważne. Chodziło o płaszcz. Przeklinam czerwoną kredkę, która nie jest koloru krwi.
To do następnej notki, Karo
PS. Czytasz = komentujesz; to bardzo motywuje do dalszej pracy
EDIT: Ale ze mnie sierota. Zapomniałam podziękować za 1500 wyświetleń. To takie fajne widzieć, że każdego dnia na bloga zagląda kilka lub kilkanaście osób, które być może wyczekują nowego rozdziału.
Aha i tak przy okazji, jakby ktoś nie zauważył, to zmieniłam pseudonim. Od dzisiaj konspiruję pod nazwą Naise.
EDIT: Ale ze mnie sierota. Zapomniałam podziękować za 1500 wyświetleń. To takie fajne widzieć, że każdego dnia na bloga zagląda kilka lub kilkanaście osób, które być może wyczekują nowego rozdziału.
Aha i tak przy okazji, jakby ktoś nie zauważył, to zmieniłam pseudonim. Od dzisiaj konspiruję pod nazwą Naise.
czwartek, 2 maja 2013
Rozdział III - Lew i lwica
Lwica rozwarła szczęki najszerzej jak potrafiła i z jej paszczy wydobył się głośny ryk. Smok unoszący się nad płonącym Domem Nauczycieli spojrzał na nią i lekko przekrzywił głowę, wiedząc, że takie małe, niepozorne kocie nie może zrobić mu żadnej krzywdy. Jeździec w szkarłatnym płaszczu również odwrócił się w stronę królowej dżungli i szepnął coś smokowi do ucha.
W jednej chwili bestia trzymała lwicę w tylnych łapach i unosiła ją do góry. Kocica warczała, szarpała się, drapała, ryczała, ale nic nie pomagało wyrwać się ze szponów smoka.
Kiedy już całkiem opadła z sił i jej ciało bezładnie zwisało w łapach ziejącego ogniem gada, z płonącego lasu wybiegło inne zwierzę. Dość spory lew, o lśniącej w blasku ognia sierści, zaryczał przeraźliwie i jakby z nutą rozpaczy.
Kocica w pazurach smoka nieznacznie się poruszyła i spojrzała na nowo przybyłego oczami pełnymi lęku. Jej spojrzenie mówił „Idioto, nie rób tego. On cie zabije!”
Lew zignorował jej nieme błagania. Zupełnie nie zważając na szalejący wokół pożar zaczął wspinać się, po pierwszym drzewie, jakie było w zasięgu jego wzroku. Wbijał ostre pazury w nadpaloną korę, wciąż pnąc się wyżej i wyżej.
Lwica zawyła przeraźliwie, kiedy odbił się od pnia i skoczył na smoka. Swój lot kierował na szyję bestii, ale nie dotarł nawet do połowy drogi, kiedy jej ogon pacnął go i odrzucił w płonący las.
Kocica w szponach potwora znów zaczęła się wyrywać. Teraz w jej ruchach widać było nieobecną wcześniej determinację. Rozwarła szczęki i wbiła rzędy ostrych, białych zębów w łapę smoka. Bestia wydała z siebie przeciągły wrzask i zaczęła się rzucać. Siedzący na jej grzbiecie jeździec z trudem utrzymywał równowagę.
W końcu lwica wyswobodziła się i opadła na zwęgloną trawę, prosto na cztery łapy. Szybko pobiegła w stronę, w którą potwór odrzucił lwa.
W szalonym pędzie jej postać zaczęła się zmieniać. Najpierw wypadło całe futro. Potem pojawiły się długie, włosy w kolorze mysiej sierści i znikł ogon. Postać podniosła się na dwie nogi, pozostałe przemieniając w ręce.
Wciąż nie zwalniając tempa biegu, dziewczyna dokończyła transformację. Teraz wyraźnie było widać, że to Hope.
Przedzierając się przez płonące chaszcze, rozglądała się za lwem, lub blondynem, leżącym gdzieś w krzakach. Jej ubranie nadpaliło się, a na włosach osiadł popiół. Twarz zdobyła kolekcję zadrapań, spowodowanych ocierającymi się o nią gałęziami, ale nie dbała o to. Serce biło jej jak szalone. Bała się o swojego najlepszego przyjaciela jak nigdy w życiu.
-Evanesce! - krzyknęła łamiącym się głosem – Evanesce, słyszysz mnie?!
Zwolniła i rozejrzała się uważnie. Nagle dostrzegła leżące bezwładnie w krzakach ciało chłopaka.
-Evanesce! - wrzasnęła rozpaczliwie.
Podbiegła do chłopaka, który na szczęście nie był już lwem, i uklękła. Położyła sobie jego głowę na kolanach i sprawdziła puls. Jego serce biło. Odetchnęła z ulgą. Następnie podniosła jego powieki. Najpierw prawe oko, potem lewe. Wszystko było w porządku. Evanesce nie odniósł żadnych poważniejszych ran. Na jego ciele Hope znalazła tylko ogromnego siniaka w okolicy żeber i mnóstwo zadrapań.
Dziewczyna postanowiła zabrać go z lasu. Był tylko jeden problem – chłopak ważył za dużo, żeby mogła go podnieść, czy nawet dociągnąć do pozostałych przyjaciół. Jedynym wyjściem było spróbować go ocucić.
Najpierw krzyczała do niego i policzkowała, ale to nie przyniosło żadnych efektów. W końcu, całkiem już zrezygnowana, wyciągnęła różdżkę i posłała w niebo niebieskiego ognika, który na wysokości około piętnastu metrów rozpadł się na miliardy różnokolorowych iskierek. Hope uśmiechnęła się pod nosem. „Najwyraźniej blokada już nie działa” - pomyślała z ulgą.
~*~*~
-Hope, gdzie jesteś?! - wołała Juice.
-Daj spokój – powiedział z rezygnacją Orkim, kładąc jej rękę na ramieniu.
Juice odwróciła się do niego i wściekłością i determinacją odpowiedziała:
-Nie! Znajdziemy ich, choćbyśmy mieli spłonąć razem z tym lasem!
Chłopak spojrzał na nią zdziwiony. Takie zachowanie nie pasowało do Juice – najbardziej nieśmiałej czarodziejki, jaką znał.
Kiedy bliźniaczki zniknęły i zaklęcie przestało krępować ich ruchy rozdzielili się, by szukać Hope i Evanesce. Rene z Dementem poszli w stronę Domu Nauczycieli, a Juice z Orkimem w las. Mogli już używać magii, co oznaczało, że niebezpieczeństwo minęło. Oczywiście wszyscy nauczyciele prawdopodobnie zginęli, a uczniowie rozproszyli się po płonącym lesie, ale istniała nadzieja, że jednak ktoś przeżył.
Teraz wszyscy szukali Hope i Evanesce, którzy tak dzielenie rzucili się do obrony, i tak z góry przegranej, sprawy.
Nagle Juice dostrzegła świetlną racę Hope.
-Spójrz! - krzyknęła podniecona i natychmiast pobiegła w stronę, z której zostało wystrzelone magiczne światełko.
W reszcie, po minucie szaleńczego biegu, Orkim dostrzegł mysie włosy Hope pomiędzy drzewami.
-Tam jest – powiedział i wskazał palcem wcześniej dostrzeżone miejsce.
Natychmiast pobiegli w tym kierunku. Zobaczyli Hope, klęczącą z głową Evaesce na kolanach. Dziewczyna miała spuszczoną głowę, a z jej oczu kapały łzy. Nie zauważyła, kiedy przyjaciele podeszli, więc aż podskoczyła, gdy Juice położyła jej rękę na ramieniu. Szybko wytarła oczy i delikatnie odłożyła głowę Evanesce na ziemię, po czym powoli wstała, otrzepując się z liści i popiołu.
-Pomożecie mi go przenieść do domu? - spytała błagalnie, a jej oczy się zeszkliły.
Orkim kiwnął głową potakująco i spróbował podnieść Evanesce. Po kilku minutach udało mu się wziąć chłopaka na ręce i rozpocząć mozolną wędrówkę w stronę domku.
Kiedy w końcu tam dotarli, Orkim wdrapał się po schodkach, otworzył drzwi kopniakiem i wszedł do środka. Położył Evanesce na kanapie i wyszedł.
Hope siedziała na trawie z twarzą ukrytą w dłoniach, cicho pochlipując. Juice stała nad nią, poklepując ją po ramieniu i szepcząc słowa otuchy. Orkim też chciał jakoś pocieszyć dziewczynę, ale kiedy schodził ze schodów potknął się i runął jak długi.
Hope zaśmiała się i otarła łzy. Uśmiechnęła się do niego i szepnęła „Dziękuję”, po czym wstała i poszła zobaczyć co z Evanesce.
Coś mi się zepsuło z Wordem i w jednej części są, a w drugiej nie ma akapitów. Nie zwracajcie na to uwagi. To dość mocno nieistotne.
Nareszcie udało mi się skoczyć trzeci rozdział! Hurra! Mam nadzieję, że taż się cieszycie i że podobała wam się ta notka.
Z góry uprzedzam, że nie wiem, kiedy pojawi się następny, gdyż aktualnie moja wena poszła spać.
Czytasz= komentujesz; to bardzo motywuje :)
sobota, 27 kwietnia 2013
Rozdział II - Szkarłatny płaszcz i rubinowe oczy
No, napisałam II rozdział. Poddałam pod korektę i sądzę, że jest ok. Oczywiście każdy ma swoje zdanie.
Tak jak obiecywałam jest więcej akcji, choć nie rozwinęła się ona jeszcze w pełni.
W najbliższym czasie nie oczekujcie III rozdziału, bo muszę się ostro wziąć za naukę (troszku się opuściłam :p
PS. czytasz = komentujesz tj. proszę o komentarze.
-----------------
Tak jak obiecywałam jest więcej akcji, choć nie rozwinęła się ona jeszcze w pełni.
W najbliższym czasie nie oczekujcie III rozdziału, bo muszę się ostro wziąć za naukę (troszku się opuściłam :p
PS. czytasz = komentujesz tj. proszę o komentarze.
-----------------
Rene nie przyprowadziła tylu
osób, ile miała w zwyczaju zapraszać na swoje imprezy.
Przyszli: Evanesce, Orkim,
Dement, który był przystojnym szatynem, najpopularniejszym uczniem w szkole i
chłopakiem Rene, oraz Eva i Numa – piegowate bliźniaczki o rudych włosach.
- Nikogo więcej nie znalazłam –
usprawiedliwiała się Rene. - Wszyscy są w Domu Nauczycielskim na jakimś
zebraniu, ale spokojnie, nie jest obowiązkowe.
Juice wraz z Hope w czasie
nieobecności Rene zdążyły się przebrać i przygotować przekąski.
Nie była to typowa impreza. Zero
tańca, cicha muzyka, mało gości. Okoliczności jej zorganizowanie również nie
były zwyczajne. Hope przywołująca strzałę. To dopiero wydarzenie. Takie rzeczy
się nie zdarzały, nie tej dziewczynie. Jedyne co udawało jej się do tej pory
przyzywać to drobne robaczki i przybory do pisania.
Goście siedzieli w małym salonie
urządzonym w stylu klasycznym. Kanapa, na której rozsiadły się bliźniaczki,
miała obicie w delikatne, kwiatowe wzorki, które widniały również na
zasłonkach. Ściany zdobiły obrazki i zdjęcia. Jedno przedstawiało małą Hope ubrudzoną
błotem z szerokim uśmiechem na ustach. Na innych widniały roześmiane twarze
Rene i Juice. Podłogę pokrywały jasne panele, a na środku stał niewielki stół
zastawiony talerzami pełnymi okruszków. Wokół niego walały się poduszki, na
których zasiedli pozostali goście. Pokój ten nie był nadzwyczajny. Salony
wszystkich domków uczniowskich wyglądały podobnie.
Rene przez cały czas mówiła o
tym, jak dumna jest z Hope (co z kolei wprawiało dziewczynę w zakłopotanie) i
jak bardzo się cieszy, że wreszcie udało jej się coś osiągnąć. Evanesce i Juice
tylko przytakiwali, a Eva z Numą chichotały wciąż zerkając na Orkima, który był
coraz bardziej czerwony. Dement siedział sztywno wyprostowany i z uwielbieniem
wpatrywał się w swoją dziewczynę.
Nagle wszyscy zamarli. Nawet
Rene zamilkła.
W powietrzu pachniało czarną
magią. Dobrze o tym wiedzieli, bo była to jedna z pierwszych informacji
przyswajanych przez nowych studentów szkoły. Zakazane i złe zaklęcia miał
specyficzny zapach. Ich woń przywodziła na myśl cmentarz pełen rozkładających
się trupów i róże. Była to subtelna i łatwa do rozpoznania mieszanka tych
dwóch, jakże skrajnie różnych, aromatów.
Pierwszy poruszył się Evanesce.
Wstał i bez słowa wyszedł na zewnątrz.
Po chwili wrócił. Widać było, że
jest zestresowany, a nawet przerażony. Jego ręce dygotały nerwowo, twarz
zastygła w grymasie przerażenia. Chciał coś powiedzieć, ale słowa uwięzły mu w
gardle. Zamiast tego nagląco wskazał zebranych, a następnie drzwi.
Wszyscy szybko pojęli, że mają
wyjść przed domek.
Kiedy to zrobili rozejrzeli się
zdezorientowali. Tu drażniący zapach czarnej magii był silniejszy. Hope
pierwsza dostrzegła, co go wydzielało. Nad płonącym Domem Nauczycieli unosił
się smok. Jego czarne jak noc łuski odbijały blask płomieni, a oczy
przypominały dwa jarzące się rubiny. Bestia zaryczała i wystrzeliła w powietrze,
by potem zapikować i oderwać fragment dachu. Na jej grzbiecie siedziała postać
w czerwonym płaszczu, jednak znajdowała się za daleko, by móc ją rozpoznać lub
choćby zobaczyć twarz. Nauczycieli machali różdżkami, ale nie potrafli wznieść
nawet najsłabszej tarczy, natomiast uczniowie rozbiegli się po zaczynającym już
płonąć lesie w rozpaczliwej próbie ucieczki przed pożogą, smokiem i tajemniczym
mężczyzną w szkarłatnym płaszczu.
Hope w jednej chwili podjęła
decyzję. Pędem wróciła do domu i złapała leżącą na jej szafce nocnej różdżkę.
Właściwie nie była ona potrzebna do czarowania, ale pomagała skupić moc.
Kiedy wróciła, Eva i Numa
trzymały się za ręce i szeptały jakieś skomplikowane zaklęcie. „No tak, Magia
Księżyca” – przemknęło dziewczynie przez myśl. Pozostali mieli różdżki w
dłoniach. Jedynie Orkim wydawał się jakiś niezdecydowany. Chłopak trzymał rękę
na pasku, ale nie wyciągnął różdżki tak jak reszta młodych czarodziei. W jego
błękitnych oczach widać było głębokie przerażenie.
- Co robimy? – spytała Hope.
Nikt nie odpowiedział.
- Ale musimy coś zrobić –
naciskała dziewczyna.
Tym razem usłyszała cichą
odpowiedź.
- Hope, my nie możemy nic
zrobić. Ten smok pewnie pozabijał już wszystkich. Teraz zostaliśmy tylko my i
garstka czarodziei żyjących w różnych wioskach – to by głos Orkima.
Dziewczyna myślała, że Evanesce
zaraz rzuci mu się do gardła. Mięśnie chłopaka były napięte do granic
możliwości. Widać było, że powstrzymuje gniew.
- Tak, lepiej nie ryzykować – Hope
zrobiła wielkie oczy, kiedy przyznał mu rację, a jego mięśnie nieco się
rozluźniły - Schowajmy się gdzieś, albo… Musimy się wynieść ze szkoły. Szybko.
Na pewno będą przeszukiwać jej teren. Otworzę Portal.
Chłopak machnął różdżką, ale nic
się nie stało.
- Musieli zablokować Portale
jakimś potężnym zaklęciem.
- Ale nie mogli nic zrobić z
Transformacją – na twarzy Hope pojawił się chytry uśmiech.
Zanim ktokolwiek zdążył się ruszyć
dziewczyna była lwicą. Majestatyczną wielką kotką o złotej sierści. Spięła mięśnie
i pobiegła w kierunku Domu Nauczycieli. Prosto w ciemny las.
Evanesce krzyknął za nią, ale
zignorowała jego wrzaski. Młody czarodziej postanowił gonić Hope, teraz
przemienioną w drapieżną kotkę. Zaczął się zmieniać, jednak jemu zajęło to
znacznie więcej czasu niż dziewczynie.
Najpierw paznokcie urosły i
zaostrzyły się. Następnie nogi stały się grubsze i owłosione, a z dołu pleców
wystrzelił zakończony pędzelkiem ogon. Wkrótce całe jego ciało pokryło się
gęstym futrem, a twarz, przemieniona już w pysk, została okolona piękną grzywą.
Chłopak zmieniony w lwa, który jednak nie był tak piękny, jak kocica Hope,
ruszył w pościg za dziewczyną.
Pozostali stali jak zaklęci i
chociaż bardzo chcieli, nie mogli się poruszać. Jedynymi osobami zdolnymi do
robienia czegokolwiek były bliźniaczki. Teraz nie wyglądały już, jak słodkie
rudzielce. Przypominały wiedźmy, którymi straszy się małe dzieci, żeby nie
włóczyły się po nocy.
Eva i Numa równocześnie zaczęły się
szyderczo śmiać. Pomachały im na pożegnanie wykrzywiając twarze w parodii
kokieteryjnego uśmiechu. Potem jedna z nich zrobiła ruch różdżką i otworzyła
okrągły Portal. Przeszły przez niego równym krokiem i zniknęły w smudze światła.
Wszyscy w jednej chwili
odzyskali zdolność ruchu - najwyraźniej bliźniaczki im ją odebrały, ale Portal przeniósł
je gdzieś daleko i magia straciła zasięg.
- Jedno trzeba im przyznać –
odezwał się Dement za smutnym uśmiechem na ustach. – Umieją doskonale grać.
wtorek, 23 kwietnia 2013
Rozdział I - Uwierz w siebie
- Jeszcze raz, Hope. Rzuć
zaklęcie jeszcze jeden raz – powtarzała znudzonym głosem nauczycielka.
- Ale to wciąż nie wychodzi –
poskarżyła się dziewczyna.
- Nie wychodzi, bo się nie
starasz – odparła nauczycielka. – Jeszcze raz.
Hope stała w rogu zielonej
polany, otoczonej przez brzozowy zagajnik i usilnie próbowała wyczarować strzałę,
szybującą do tarczy stojącej po przeciwległej stronie małej łączki.
Nic nigdy jej się nie udawało,
chociaż szkoliła się w magii już pięć lat. Nauczyciele byli załamani. Wyjątek
stanowił profesor Transformacji, był dumny z uczennicy, bo z tego przedmiotu
Hope radziła sobie najlepiej. Nikt w szkole nie potrafił pobić jej rekordów
szybkości i dokładności przemian.
Teraz dziewczyna była ostatnią
studentką, której tego dnia nie udało się jeszcze posłać strzały w kierunku
celu. Słońce stykało się już z czubkami drzew, rzucających długie cienie na
polankę, na której Hope stała wraz z nauczycielką Przywoływania Przedmiotów.
- Skup się, Hope. Przywołaj w
myśli nasz składzik z bronią i znajdź tam strzały.
Hope zamknęła oczy i wyobraziła
sobie pomieszczenie pełne broni wszelkiej maści. Były tam łuki, maczugi, katany,
miecze i jej ukochane noże. W kącie dostrzegła strzały. Kilkanaście długich
cisowych patyków opartych niedbale o ścianę, z których jeden tak usilnie
próbowała przetransportować na polankę.
- Widzę – krzyknęła Hope, nie otwierając
oczu.
- Dobrze, teraz zbierz w sobie
moc – instruowała ją dalej nauczycielka.
Dziewczyna skupiła się na
krążącej w jej żyłach energii i skumulowała ją w dłoniach. Zbliżyła ręce do
siebie i pomiędzy nimi zaczęły przeskakiwać iskry.
- Dobrze – znów powiedziała
nauczycielka. – A teraz możesz przywołać strzałę. Tylko skup się, to twoja ostatnia
szansa na zrobienie tego dzisiaj.
Hope wyobraziła sobie, że
strzała znika ze składziku, a materializuje się pomiędzy jej rękami. Otworzyła
oczy i wprost nie mogła uwierzyć, w to co zobaczyła. Strzała rzeczywiście tam
była. Zupełnie materialna unosiła się w powietrzu przed nią.
Chciała krzyczeć z radości, ale
wiedziała, ze to przełamałoby jej koncentrację i zniszczyło to, co udało jej
się do tej pory osiągnąć.
Jej spojrzenie spoczęło na
środku tarczy. Zmobilizowała w dłoniach dodatkową energię i wysłała ją do
strzały, która pomknęła do celu.
Hope chybiła. Strzała nie
trafiła w sam środek, ale utknęła kilka centymetrów od niego.
- Świetnie, Hope. Jesteś wolna.
Zmykaj – ponagliła ją nauczycielka.
Dziewczyna pobiegła w stronę
swojego domku. Był to niewielki, zadbany budynek otoczony ze wszystkich stron
lasem. Miał kremowe ściany i niewielki balkon. Okna przesłaniały białe, delikatne
zasłonki. Do środka wchodziło się po kilkustopniowych schodkach.
Wszyscy w szkole mieszkali w
takich kilkuosobowych domkach. Współlokatorkami Hope były dwie dziewczyny.
Wysoka, prześliczna szatynka o imieniu Rene, najlepsza uczennica w jej klasie
oraz przyjaciółka Hope – niska, nieśmiała blondynka zwana Juice, choć na imię
miała Jenerma.
Dziewczyna weszła do domku i od
progu powitał ją słodki zapach naleśników. Ruszyła w stronę kuchni, z której
wydobywała się przepyszna woń.
Przy patelni stała Juice. Kiedy
Hope wparowała do pomieszczenia, dziewczyna właśnie podrzucała naleśnika.
Zaskoczona nagłym przyjściem przyjaciółki nie zdążyła go załapać i wylądował na
podłodze.
- Udało mi się! – krzyknęła Hope
podniecona.
Juice natychmiast porzuciła
patelnię i podbiegła by uściskać przyjaciółkę. Mimo niewielkiego wzrostu była
bardzo silna, więc poderwała Hope kilka centymetrów nad ziemię i okręciła się z
nią w ramionach.
Obie przyjaciółki zaśmiały się
głośno.
- Co tam się dzieje? Czemu tak hałasujesz
Juice? – krzyknęła skądś Rene.
Odpowiedziała jej Hope:
- Wreszcie mi się udało, Rene.
Przywołałam strzałę!
Rene pojawiła się w drzwiach z
szybkością błyskawicy.
- Naprawdę? – spytała z niedowierzaniem.
Hope zrobiła odrobinę obrażoną
minę, ale przytaknęła.
- To wspaniale, kochana. Trzeba
to uczcić – zawołała Rene. – Robimy imprezę i zapraszamy chłopaków. Zaraz
wszystkich powiadomię – wypaliła, nie dając Hope czasu na odpowiedź.
Rene wypadła z kuchni i po
chwili usłyszały trzask drzwi wejściowych.
- Dlaczego się nie
teleportowała? – spytała Hope.
W odpowiedzi Juice tylko
wzruszyła ramionami i powiedziała:
- Chodź, skoro Rene postanowiła
zrobić imprezę, to trzeba się przygotować.
----------------
Niesamowity przerób xd Kolejny rozdział napisany. Podoba wam się? Co sądzicie? Wiem, że wciąż niewiele się dzieje, ale wszystko po kolei. Obiecuję, że następny rozdział będzie pełen wrażeń ;)
Karo
PS. Bardzo zależy mi na waszych komentarzach.
PS. Bardzo zależy mi na waszych komentarzach.
PROLOG
Rzucił nożem. Na szczęście nie
trafił, ale chybił tylko o milimetry. Przerażona Hope odskoczyła w bok i
wyszarpnęła sztylet zza paska. Ledwo zdążyła się zamachnąć, napastnik był już
koło niej i parował cięcie. Naparła na ostrze całym ciężarem ciała, ale
mężczyzna nawet nie ugiął kolan. Hope odskoczyła od niego zwinnie jak kocica,
równocześnie rozglądając się za czymś, co mogłoby posłużyć jej za dodatkową
broń.
Dziewczyna stała ze sztyletem w
ręce w ciemnej hali pełnej odłamków okiennego szkła, a jej przeciwnik zamierzał
się do kolejnego pchnięcia. Był to wysoki, postawny mężczyzna o smagłej
cerze. Jego włosy i oczy były brązowe, a
ze sposobu poruszania się można było wywnioskować, że jest przyzwyczajony do
walki nożem.
Dziewczyna uchyliła się przed
ciosem i złapała jeden z odłamków do lewej ręki, nie zwracając uwagi na
cieknącą po dłoni strużkę krwi. Wykonała zgrabny obrót i cisnęła trzymanym
fragmentem okna w napastnika.
Chybiła.
Z gardła Hope wydobył się
nerwowy warkot, świadczący o bliskości transformacji. Nie była wilkołakiem.
Nie, wilkołaki nie istnieją. Hope była po prostu czarownicą, o znikomych
zdolnościach do czarowania, za to wysoko rozwiniętej umiejętności mutacji.
Zanim zdążyła się zmienić
mężczyzna dopadł ją i przycisnął własnym ciałem do ziemi.
- Podobno nadzieja umiera
ostatnia – szepnął. – Ale w tej wojnie to ty umrzesz pierwsza.
Zamachnął się sztyletem i już
miał wbić go w szyję Hope, kiedy ścianę budynku rozsadził potężny wybuch.
Mężczyzna wciąż trzymając
dziewczynę poleciał na przeciwległą ścianę i głucho uderzył o nią plecami.
Potem zemdlał. Hope zgrabnie wysunęła się z pomiędzy jego bezwładnych ramion i
pobiegła do czarodzieja stojącego w wyrwie w ścianie.
Był to chłopak w jej wieku i
podobnego wzrostu. Miał jasne, rozwichrzone włosy i niemal czarne - przypominające
dwa bezdenne jeziora, w których łatwo utonąć - oczy
Dziewczyna podbiegła do niego i wciąż
sapiąc ze zmęczenia, szepnęła:
- Dziękuję, Evanesce.
- Nie ma za co – odparł. –
Pamiętaj, zawsze ci pomogę i nigdy cię nie opuszczę.
Hope nachyliła się, żeby w
podzięce pocałować go w policzek, ale Evanesce obrócił się i trafiła w usta.
W pierwszym nerwowym odruchu
chciała się odsunąć, ale po chwili poczuła ciepło i miękkość ust chłopaka.
Świat wokół przestał dla niej istnieć. Liczyli się tylko oni. Evanesce objął ją
w pasie i przyciągnął do siebie. Hope zarzuciła mu ręce na szyję i jęknęła
cicho.
Nagle usłyszeli drwiące głosy:
- Czyżby zakochana para? –
spytał z przekąsem niski brunet o błękitnych oczach.
Evanesce odsunął od siebie Hope
i spojrzał na nią przepraszająco, po czym zwrócił się do chłopaka.
- Odwal się, Orkim – warknął.
- Bo co mi zrobisz? – spytał niebieskooki parodiując głos Evanesce.
Jasnowłosy wyjął różdżkę zza
pasa.
- Chcesz się przekonać? –
zapytał zaczepnie.
Hope położyła mu dłoń na
ramieniu.
- Nie warto. Orkim to tylko
bezwartościowy śmieć. Nie marnuj na niego energii – szepnęła.
- Dla ciebie wszystko – uśmiechnął się. – Chodźmy już stąd.
Evanesce otworzył portal i oboje
wkroczyli w jasne światło.
----------
I jak? Podoba się?
Proszę o komentarze, to bardzo motywuje do dalszej pracy :*
Cześć i czołem.
Kolejne opowiadanie. Mam nadzieję, że pomysły na nie nie skończą mi się tak jak ostatnio po kilu rozdziałach.
W każdym razie to będzie opowiadanie fantasy o czarodziejach, ale nie takie jak Harry Potter, tylko inne. Będzie szkoła, ale jednak wszystko w mojej głowie buntuje się przeciw przyjęciu choćby jednej poteropodobnej rzeczy.
Z resztą sami zobaczycie ;)
W każdym razie to będzie opowiadanie fantasy o czarodziejach, ale nie takie jak Harry Potter, tylko inne. Będzie szkoła, ale jednak wszystko w mojej głowie buntuje się przeciw przyjęciu choćby jednej poteropodobnej rzeczy.
Z resztą sami zobaczycie ;)
Subskrybuj:
Posty (Atom)